Uczestnicy tegorocznej parafialnej majówki zebrali się 21.05, w sobotnie przedpołudnie ok. 9.00 na placu kościelnym przy figurze św. Józefa, skąd po krótkiej modlitwie ks. Wojciech Ulasiński dał sygnał do wyjazdu. Jadąc najpierw ścieżką rowerową przez park linowy przy puckiej marinie, a potem przez Rozgard i Błądzikowo grupa skierowała się ponownie w kierunku zatoki. Tam był do przebycia odcinek leśny, chociaż niedługi ale za to bardzo ciekawy i w pewnym sensie wymagający. Trzeba było najpierw bezpiecznie zjechać do doliny miejscowego potoku, po czym przejść przez drewniany mostek, podjechać (ew.podejść) na drugą stronę leśnego wzgórza i zjechać zaskakująco malowniczą serpentyną łączącą się bezpośrednio z „ostatnią prostą” – szutrowym szlakiem prowadzącym przez Osadę Łowców Fok do Rzucewa.
tekst i foto1: ks. Grzegorz Błasiak
Po dotarciu i wykonaniu wspólnego pamiątkowego zdjęcia na tle dawnej osady grupa udała się do namiotu, przygotowanego przez gospodarzy obiektu w którym została odprawiona przez ks. Wojciecha Msza Św. w int. mieszkańców.
Potem obecni zostali zaproszeni na prelekcję pana ornitologa o ptakach występujących w okolicy. Wśród ciekawych danych zdumienie wzbudziła informacja o „małym bohaterze” – ptaszku, który lecąc non-stop (bez „tankowania”) przemierza dystans nawet 22 tyś km i zatrzymuje się w okolicach Rzucewa … bo musie tutaj widocznie najbardziej podoba!!!
Radość słuchaczy jeszcze bardziej wzrosła, gdy przybył ks. Proboszcz Jerzy z solidną paczką przednich cukierków. Niespodziewanie dotarła również pani archeolog, która od ok. 40 lat prowadzi na terenie tutejszego parku wykopaliska archeologiczne. Dzieciom podobały się szczególnie objaśnienia związane z wyglądem i użytkowaniem sprzętów życia codziennego, jak kamiennych siekier itp.
Po wyjściu z muzeum grupa zasiadła przy ognisku nie zrażając się nadchodzącą chmurą burzową, ufając, że zdąży upiec i zjeść kiełbaski. I tak się stało, gdyż chmura zmieniając kierunek „nawróciła się” i „pobiegła w siną dal”, odsłaniając miejsce na nieboskłonie dla pięknego majowego słoneczka.
Przy ognisku prym wiodło małżeństwo P. Szmytów, grając na gitarze i wokalnie przewodząc radosnemu repertuarowi pieśni pobożnych oraz biesiadnych. Chyba wszystkim wydawało się, że czas jakby zatrzymał się. Ok. 14.00 grupa biesiadno-rowerowa wstała i grzecznie podziękowawszy odjechała, zdążając przed potężną popołudniową ulewą dotrzeć o suchych stopach do swoich domów. Pozostał jeszcze tylko jeden -p. Mariusz, zawodowy strażak, który jak należy polał „niby dogasające” ognisko.
Chciałoby się powiedzieć – jak niewiele potrzeba do szczęścia! I tak dawniej bywało – w epoce „przedkomórkowej (przedsmartfonowej)” …
tekst na podstawie relacji uczestników: ks.Grzegorz Błasiak
foto2: Katarzyna i Lubomir Szmyt, S. Aleksandra